Czy na narty w polskie góry?

KronplatzI już po zimie – tak, wiem, na razie formalnie. Ogrodnicy (jak najbardziej gorący) zaczęli przecinać trawę, opryskiwać drzewa i krzewy. Ostatnio na niebie przeleciał nad moim domem klucz żurawi. Wraca życie. Także to niechciane. Po zimie bez mrozu, jak mówią ogrodnicy, “zjedzą nas pędraki”…

W górach wprawdzie jeszcze śnieg, ale już niedługo i tam przyjdzie wiosna, ta prawdziwa słoneczna, z krokusami. Niektórzy jeszcze szybko wyskakują na narty, choćby na przedłużony weekend. Taki wyjazd raczej możliwy jest w polskie góry, bo dalej nie opłaca się jechać. Dojazd w Alpy zajmuje już sporo czasu.

I tu nachodzi mnie refleksja – tylko po co? 

Zaczynałem przygodę z nartami, tak na poważnie, dość późno. Piszę “na poważnie”, bowiem nie biorę pod uwagę zjazdów z przydomowych górek w dzieciństwie. Przyjaciele namówili nas na wyjazd do Austrii na lodowiec. Jeden z przyjaciół, świetny narciarz poświęcił się być nauczycielem.

Pamiętam pierwsze kroki na deskach, które skubane były jakiś takie strasznie śliskie. Same uciekały z małej górki. Szczęśliwie udało nam się stosunkowo szybko opanować jazdę “pługiem” i jazdę wyciągiem. Przy kolejnej próbie pomyliliśmy wyciąg (były obok siebie dwa równolegle) i wsiedliśmy na ten, który jechał na samą górę głównego stoku.

Wysiedliśmy na wysokości ok. 2700 m, podjechaliśmy na skraj trasy, spojrzeliśmy w dół, na owe 2 km pierwszego odcinka trasy i… nogi lekko się ugięły. Ale bratnia dusza przekonała nas do spokojnej jazdy pługiem w poprzek dość szerokiego stoku. W prawo, w lewo, w prawo, w lewo itd. i udało się zjechać.

Po tym doświadczeniu uwierzyliśmy w swoje siły. W ciągu kilki dni spokojnie jeździliśmy już po większości tras, włącznie oczywiście z tymi na lodowcu (3300 m n.p.m.). A tras było tam wiele, dobrze przygotowanych, łączących się w zjazdy z samej góry na sam dół o długości nawet 15 km.

Specjalnych kolejek przy wyciągach/gondolach nie było. Tłoku na stokach też nie. Potem podobne doświadczenia zdobywaliśmy w innych miejscach Austrii i we Włoszech. Zaczynaliśmy w wysokich górach (jak widać da się!) i tam “pozostaliśmy”, nie pojechaliśmy na narty w polskie góry.

Dlaczego to wspominam? Od początku bowiem słyszałem opowieści znajomych, którzy jeździli w nasze góry, jak to marnują masę czasu, stojąc w długich kolejkach do wyciągów, by potem zjechać szybko z tych niezbyt długich tras. Góry mamy nie za wysokie, więc trudno tu wytyczyć dłuższe szlaki narciarskie. Proporcje czasu stania w kolejce do czasu zjazdu nie są korzystne.

Może to i niezbyt patriotyczne, ale nie wiem po co jeździć na takie pagórki. Wprawdzie infrastruktura się u nas rozwija, ale ceny także…

Z ciekawości spojrzałem na ceny karnetów w Polsce. Najdroższy – 6 dni za 525 zł obejmował teren Jaworzyny Krynickiej. Sprawdziłem, co też za to się oferuje. Hmm… niewiele. Sześć tras, z tego najdłuższa 2600 m. Gondola, 2 krzesełka i 8 orczyków.

Dla porównania, byliśmy w tym roku kolejny już raz w Dolomitach, na Kronplatz (po włosku Plan de Corones). Wiem, sześciodniowy karnet jest dużo droższy, mniej więcej dwa razy. Ale za to ma się do dyspozycji 40 narciarskich tras zjazdowych i 26 gondolek/wyciągów, już nie liczę te 6 orczyków… Trasy są różnej długości, te dłuższe to 4950 m, 5100 m czy 7000 m, ale oczywiście trasy łączą się w całkiem długie zjazdy.

Co ważne, nie było specjalnych kolejek do wyciągów czy gondolek. Zazwyczaj się podjeżdżało i płynnie przechodziło przez bramki. Czasami, na niektórych stokach robiło się gęściej i trzeba było postać może 10 min. Ale to nic w porównaniu z tym, co słyszałem o naszych górach.

Sprawdziłem mój skipass – można online zweryfikować jego wykorzystanie, czyli wszystkie wjazdy i zjazdy. Według statystyk w sześć dni przejechałem ok. 145 km stoków z przewyższeniem 27128 m… Obawiam się, że nie do osiągnięcia w Polsce. Dodam, że jestem spokojnym, a nie wyczynowym narciarzem i jeden dzień był kiepski – pogoda fatalna, więc szybciej zjechaliśmy na dół.

W tym kontekście pojawia się sygnalizowane wcześniej pytanie: po co jechać w polskie góry? Aby się nastać w kolejkach? Bo żeby się najeździć, to chyba trzeba wybrać się gdzieś dalej. Jeździcie w polskie góry? Jakie są Wasze doświadczenia?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.