W pewnym momencie swego życia Ferenc Máté zapragnął osiąść wraz z żoną Candace w Toskanii, we własnym domu. Swoje poszukiwania wymarzonego domu oraz późniejsze w nim życie opisuje w książce „Wzgórza Toskanii”.
Tu uwaga – w Polsce wydano dwie jego książki, niestety w odwrotnej kolejności. Wydana w oryginale później „Winnica w Toskanii” u nas wyszła wcześniej. Stanowią wprawdzie osobne całości, ale moim zdaniem warto je czytać w kolejności chronologicznej.
On – pisarz, żeglarz i podróżnik, Węgier, który uchodząc przed komuną, przez Austrię trafił na zachodnią półkulę. Ona – fanka autostopu i szybownictwa, malarka (studia malarskie w Nowym Jorku), o irlandzkich korzeniach, mająca bliską rodzinę w Kanadzie, gdzie się zresztą poznali. Oboje podróżują po świecie, zbierając m. in. materiały do przyszłych książek. Mieszkali w różnych miastach, dłużej zagrzali miejsce m. in. w Nowym Jorku i Paryżu.
Jesienią 1987 r. wypoczywali we Włoszech i rozkoszując się wspaniałą atmosferą Toskanii nagle zdali sobie sprawę, że mają już dość nieustabilizowanego życia. Zatęsknili za swoim własnym miejscem na ziemi. Wtedy olśniła Ferenca myśl, dlaczego nie osiąść w tym słonecznym i jakże sympatycznym regionie. Już rok później szukali tutaj domu, a nie znał wtedy języka włoskiego – szalony…
Autor opisuje Toskanię sprzed 20 lat, a od tego czasu sporo się zmieniło. Jest to więc trochę nostalgiczny obraz regionu. Dodatkowo jako, że poszukiwania trwały jesienią, przedstawia atmosferę regionu bez turystów. Jest cicho, sielsko, barwnie po włosku. Poznajemy ludzi, obyczaje, włoski sposób życia. Opisuje wiele ciekawych miejsc w obszarze od Cortony po wybrzeże Morza Tyrreńskiego.
W końcu znajduje wymarzony dom La Marinaia (Żona Żeglarza – nie wiedzieć czemu taka nazwa w sercu Toskanii, w miejscu, którego okolice przedstawia zdjęcie) i kupuje go, co skutkuje kontaktami ze specyficzną włoską administracją.
Druga część książki poświęcona jest nowemu życiu, w nowym, wymarzonym domu. A jest to niespieszne życie na łonie natury. Dużo tu opisów krajobrazów, roślin, zwierząt. Jesteśmy razem z państwem Máté cztery pory roku – ich pierwszego roku w Toskanii.
Autor dowcipnie, z dużą dozą autoironii podgląda lokalne obyczaje, stosunki międzyludzkie. Poznajemy sąsiadów i przyjaciół Ferenca i Candace. Interesująca jest daleko posunięta samopomoc sąsiedzka. Ciekawią ciągłe wzajemne wizyty i jedzenie i picie wina, i jeszcze więcej wina… No i niezbędne opisy włoskiego jedzenia – och na samą myśl ślina leci!
Jeśli nie byliście jeszcze we Włoszech, warto przeczytać tę książkę, aby wyrobić sobie pogląd na to, co tam Was może spotkać. Jeżeli już byliście w Toskanii, to warto przeczytać, by lepiej i bliżej, niejako od wewnątrz, zobaczyć życie Włochów. Objeżdżając turystycznie różne miejsca, poznajemy – miejsca, ludzi raczej nie.
Byliśmy w Toskanii wiele razy. Rozpoznałem w opowieści wiele z opisywanych miejsc. Niektóre zachowania Włochów znam z autopsji. Pomimo to znajduję tu wiele nowych elementów. Generalnie muszę zgodzić się z autorem, że Włosi to sympatyczni ludzie.
Stwierdzenie, że Włoch zawsze ma własne zdanie na jakiś temat, świetnie ilustruje niekoniecznie sympatyczna sytuacja, która nam się zdarzyła. Jechaliśmy spokojnie ze znajomymi i niestety roztrzepany Włoch nie wyhamował i spowodował stłuczkę. Kiedy to się stało, oprócz owego Włocha, znajomych i nas, nikogo innego na drodze nie było. Gdy tylko pojawiła się policja, którą wezwaliśmy by spisać protokół, co jakiś czas zatrzymywał się obok samochód i wysiadali z niego ludzie, którzy chcieli pogadać z owym Włochem i z policją, głośno wyrażając swoje opinie. Zdarzenia nie widzieli, ale pogadać chcieli. W sumie, mimo całej sytuacji, to było dość zabawne.
A wracając do Ferenca Máté, to mieszkając już we własnym domu, wokoło widząc winnice sąsiadów zamarzył jeszcze i o własnej winnicy, własnej piwniczce i zapachu wina…
Ale o tym napisał w kolejnej książce.
Pingback: Toskańskie lektury | To Toskania
Moja żona zachwyciła się tą książką. W zeszłym roku zwiedziliśmy różne miejsca w Toskanii, więc przywrócone zostały miłe wspomnienia.
Pingback: Ferenc Máté „Winnica w Toskanii” | Peregrynacje.pl - blog