W tym sezonie narciarskim ponownie wybraliśmy się do Włoch na Marmoladę, a właściwie na zjazd z tej najwyższej góry Dolomitów. Kiedy byliśmy tam poprzednio, na niebie było sporo chmur. Jazda po nieoświetlonym słońcem stoku jest trudniejsza. Jednolita, szara powierzchnia śniegu nie ułatwia orientacji w przestrzeni. Nie widać za bardzo jakie jest nachylenie stoku, gdzie są muldy itd. Znacie to pewnie z autopsji.
Tym razem mieliśmy dużo więcej dni słonecznych i poobserwowałem jak słońce w ciągu dnia oświetla stok z trasami Marmolady. Niestety grzebień skał odcina światło od strony południowej, więc najlepsze oświetlenie stoku jest około 12:00, w samo południe, kiedy słońce jest najwyżej.
Wybraliśmy się więc z Corvary na Marmoladę tak, aby trafić tam właśnie w południe. Sprawdziłem prognozę pogody i liczyliśmy na słoneczny dzień. Wyszliśmy z domu około 08:45, po 09:00 jechaliśmy gondolką Boe. Na szczęście przez Arabbę nie trzeba już przechodzić piechotą z nartami, wreszcie uruchomiono tam wyciąg ponad drogą i miasteczkiem, czyli Arabba Fly!
Tak jak na stronie Arabba/Marmolada to opisałem, przejechaliśmy po kolei gondolkami, wyciągami i na nartach do Malga Ciapela. Tam oczywiście był spory tłumek narciarzy czekających na wjazd kolejką na górę. Ale daliśmy radę. Zdążyliśmy na 12:00 na górę. Słońce szczęśliwie dopisało. Można było zrobić ładne fotki gór z platformy widokowej, a potem szus.
Słońce oświetlało spore obszary góry po północnej stronie, czyli także odcinki trasy. A co ważne, fragmenty trasy, które były w cieniu skał, doświetlało odbicie słońca od gór po drugiej stronie doliny. I to w sumie była ogromna różnica!
Poprzednio na stronie Arabba/Marmolada napisałem, że czerwona trasa w dół lodowca jest momentami nieco stroma, więc początkujący narciarze mogą być nieco stremowani. Teraz oceniam, że to nieprawda. Trasa dobrze oświetlona okazała się być nie tyle stroma, ile dość długa. A ponieważ zjeżdża się z dużej wysokości i patrzy się hen daleko, to wydaje się, że jest stromo. Trzeba po prostu patrzeć na kilkanaście metrów naprzód, a nie na dół.
Sam zjazd ze szczytu Marmolady był fajny – długa, szeroka, równa traska. Zabawne, ale gorzej było poniżej, na odcinkach tych już teoretycznie bardziej płaskich, za przełęczą Fedaia. Straszne muldy i spory tłumek narciarzy powodował, że trzeba było bardzo uważać. Uda ten dolny fragment bardziej poczuły.
Znowu tym razem zatrzymaliśmy się na lunch w Rifugio Passo Fedaia. Pamiętaliśmy z poprzedniego zjazdu wspaniały makaron z sosem z mięsem jelenia. Ponownie więc zamówiliśmy Pappardelle al ragù di cervo, polecam. Po jedzeniu – tre espressi i można jechać…
Wróciliśmy przez Arabbę do Alta Badia, a tam na Cherz wiał już zimny wiatr i zrobiło się pochmurno. Następnego dnia spadł śnieg.
To była całodzienna fajna wyprawa, polecam Marmoladę, szczególnie w słoneczny dzień.